Kolejne dni mijały, a ja raz czułam się dobrze, a za chwilę ponownie wymiotowałam. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje z moim organizmem. Obudziłam się z myślą, że Harry wraca jutro rano dlatego dzień wydawał się wyjątkowo piękny. Bez namysłu wybrałam ciąg cyferek i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć skarbie - usłyszałam jego zniewalający głos.
- Hej. Stęskniłam się - zapewniłam go.
- Ja też i to kurewsko mocno. Niestety nie wiem jak z jutrzejszym lotem. Dziś mamy jakąś imprezę pożegnalną, podobno powinniśmy się na niej zjawić, żeby pozostawić dobre wrażenie.
Moja mina od razu zrzędła.
- To znaczy kiedy wrócisz? - dociekałam.
- Może pojutrze. Na pewno nie dalej.
- No okeej - przeciągnłam.
Dalsza rozmowa przebiegała jak zwykle bez żadnych rewelacji. Opowiedzieliśmy sobie jak mija nam czas, co robimy i w ogóle. Skończyliśmy gadać, a ja postanowiłam się w końcu przełamać. Dwa dni temu kupiłam testy ciążowe, jednak wciąż nie jestem na tyle odważna by je zrobić. Jeden nie daje mi stu procentowej, dlatego postanowiłam zrobić trzy w pewnym odstępie czasowym. Moje dolegliwości na nic innego nie wskazują jak tylko na to, że w moim brzuchu rozwija się nowe życie. Weszłam do łazienki i rozwinęłam pierwsze opakowanie. Głęboki oddech. Przeczytałam dokładnie instrukcję, by za chwilę dokładnie powtórzyć czynności. Pozostawiłam test na półce, by odczekać czas podany w ulotce i wróciłam do sypialni. Usiadłam na łóżku zdenerwowana jak nigdy dotąd. Nie wiedziałam czy dziecko nie zrujnuje nam życia. Zastanawiałam się też czy nie powinnam powiedzieć o tym Harremu, jednak po dłuższym namyśle stwiedziłam, że nie jest to rozmowa na telefon. Drżącą dłonia co chwilę sprawdzałam godzinę na telefonie. Kiedy nadszedł odpowiedni czas niepewnie wstałam i wróciłam do łazienki. Wzięłam do ręki test na którym widniały dwie kreski. Moje dłonie drżały coraz mocniej. Odpakowałam kolejny i powtórzyłam czynności. Wszystkie jednak jednoznacznie wskazywały, że jestem w ciąży. Wróciłam do sypialni i sięgnęłam po telefon. Na liście kontaktów znalazłam ginekologa do którego chodziłam, więc postanowiłam zadzwonić. Udało mi się zapisać na wizytę jutro na godzinę piętnastą. Leniwa niedziela stała się dla mnie coraz bardziej nerwowa. Chodziłam po domu bez konkretnego powodu. Nie potrafiłam skupić swojej uwagi na niczym konkretnym. Noc również mi się dlużyła. Nie potrafiłam zasnąć. Moja ręka wciąż spoczywała na brzuchu. Myśl, że nie jestem teraz sama trochę mnie przerażała, ale też cieszyła. Rano jak zwykle ubrałam sie elegancko do pracy z nadzieją, że będę mogła wyjść chwilę wcześniej. Doktor Perth nie miał za dużo czasu, dlatego nie mogłam się spóźnić.
- Dzień dobry Megan - przywitałam się z dziewczyną z recepcji.
- Dzień dobry pani Tremell.
- Szef jest u siebie? - zapytałam.
- Tak.
- Przekaż mu, że chcę się spotkać.
- Oczywiście.
Dziewczyna zadzwoniła i po chwili zaprosiła mnie gestem ręki do środka.
- Witam, co cię tu sprowadza? Jak projekt? - zapytał jak zwykle wciąż patrząc w ekran swojego komputera.
- Wszystko w porządku. Jest już prawie skończony. Chciałabym dziś wyjść godzinę wcześniej - poinformowałam go.
Spojrzał na mnie spod byka i nie ukrywał swojego zdziwnia.
- Niby z jakiego powodu?
- Mam wizytę u lekarza.
- Więc umów się na późniejszą godzinę - stwierdził i znowu wrócił do swojej pracy.
- To niemożliwe - zaprotestowałam - To jedyny wolny termin dzisiaj.
- Więc trzeba było umówić się w dzień, który masz wolny.
- Ostatnio wciąż pracuję. Nie daje mi pan wolnego.
- W takim razie, skroro możesz pracować to wizyta u lekrza nie jest potrzebna.
Zaczynał mnie wkurwiać. Myślał, że jak jest tu szefem to może robić co mu się żywnie podoba.
- Wyjdę dziś godzinę wcześniej czy to się panu podoba czy nie. Należy mi się, skroro z projektem wyrobię się w jakieś dwie godziny, a nie ma nic nowego do roboty - skwitowałam.
- Skończ go to pogadamy.
Weszłam do swojego biura i rzuciłam torbę na kanapę. Ten człowiek coraz bardziej działał mi na nerwy. Usiadłam za biurkiem i próbowałam się skupić. Dokończyłam projekt i wysłałam go szefowi. Wybrałam numer do jego biura, by grzecznie go o tym poinformować. Nie minęło dziesięć minut, kiedy mój telefon zadzwonił.
- Tak?
- Do mnie - powiedział i się rozłączył.
Okej. Wygasiłam ekran monitora i ruszyłam w kierunku jego biura. Megan bez słowa mnie wpuściła. Weszłam do mrocznej komnaty szefa i usiadłam na krześle.
- Co to ma być? - zapytał.
- W jakim sensie? Coś nie tak z projektem?
- To chyba jakies gówno nie projekt i ty masz czelność prosić mnie o wolne?! - uniósł się.
Moje gardło nagle wyschło na wiór.
- Przecież jest dobrze dopracowany, szef przeglądał nasz plan działana i nie miał zastrzeżeń.
- Tak? To jeżeli tamto było dobre to jakim cudem spierdoliłaś to po całości? - zapytał to tak, że powoli zaczęłam się go bać.
- Ale szefie...
- Nie ma żadnego ale - przerwał mi - Nie wyjdziesz z biura dopóki nie zrobisz tego projektu jeszcze raz.
- Ale...
- Powiedziałem coś. A teraz do roboty.
Idiota. Dupek. Chuj. Skurwiel. Jak może robić mi coś takiego? Pracowałam nad tym projektem cały miesiąc jak mam niby napisać go w kilka godzin? Czy ten człowiek jest normalny? Wróciłam do swojego biura, usiadłam przy biurku i się rozpłakałam. Nie miałam siły tego robić. A moje dziecko? Chciałam się upewnić, że na pewno ono istnieje.
- Cześć skarbie - usłyszałam jego zniewalający głos.
- Hej. Stęskniłam się - zapewniłam go.
- Ja też i to kurewsko mocno. Niestety nie wiem jak z jutrzejszym lotem. Dziś mamy jakąś imprezę pożegnalną, podobno powinniśmy się na niej zjawić, żeby pozostawić dobre wrażenie.
Moja mina od razu zrzędła.
- To znaczy kiedy wrócisz? - dociekałam.
- Może pojutrze. Na pewno nie dalej.
- No okeej - przeciągnłam.
Dalsza rozmowa przebiegała jak zwykle bez żadnych rewelacji. Opowiedzieliśmy sobie jak mija nam czas, co robimy i w ogóle. Skończyliśmy gadać, a ja postanowiłam się w końcu przełamać. Dwa dni temu kupiłam testy ciążowe, jednak wciąż nie jestem na tyle odważna by je zrobić. Jeden nie daje mi stu procentowej, dlatego postanowiłam zrobić trzy w pewnym odstępie czasowym. Moje dolegliwości na nic innego nie wskazują jak tylko na to, że w moim brzuchu rozwija się nowe życie. Weszłam do łazienki i rozwinęłam pierwsze opakowanie. Głęboki oddech. Przeczytałam dokładnie instrukcję, by za chwilę dokładnie powtórzyć czynności. Pozostawiłam test na półce, by odczekać czas podany w ulotce i wróciłam do sypialni. Usiadłam na łóżku zdenerwowana jak nigdy dotąd. Nie wiedziałam czy dziecko nie zrujnuje nam życia. Zastanawiałam się też czy nie powinnam powiedzieć o tym Harremu, jednak po dłuższym namyśle stwiedziłam, że nie jest to rozmowa na telefon. Drżącą dłonia co chwilę sprawdzałam godzinę na telefonie. Kiedy nadszedł odpowiedni czas niepewnie wstałam i wróciłam do łazienki. Wzięłam do ręki test na którym widniały dwie kreski. Moje dłonie drżały coraz mocniej. Odpakowałam kolejny i powtórzyłam czynności. Wszystkie jednak jednoznacznie wskazywały, że jestem w ciąży. Wróciłam do sypialni i sięgnęłam po telefon. Na liście kontaktów znalazłam ginekologa do którego chodziłam, więc postanowiłam zadzwonić. Udało mi się zapisać na wizytę jutro na godzinę piętnastą. Leniwa niedziela stała się dla mnie coraz bardziej nerwowa. Chodziłam po domu bez konkretnego powodu. Nie potrafiłam skupić swojej uwagi na niczym konkretnym. Noc również mi się dlużyła. Nie potrafiłam zasnąć. Moja ręka wciąż spoczywała na brzuchu. Myśl, że nie jestem teraz sama trochę mnie przerażała, ale też cieszyła. Rano jak zwykle ubrałam sie elegancko do pracy z nadzieją, że będę mogła wyjść chwilę wcześniej. Doktor Perth nie miał za dużo czasu, dlatego nie mogłam się spóźnić.
- Dzień dobry Megan - przywitałam się z dziewczyną z recepcji.
- Dzień dobry pani Tremell.
- Szef jest u siebie? - zapytałam.
- Tak.
- Przekaż mu, że chcę się spotkać.
- Oczywiście.
Dziewczyna zadzwoniła i po chwili zaprosiła mnie gestem ręki do środka.
- Witam, co cię tu sprowadza? Jak projekt? - zapytał jak zwykle wciąż patrząc w ekran swojego komputera.
- Wszystko w porządku. Jest już prawie skończony. Chciałabym dziś wyjść godzinę wcześniej - poinformowałam go.
Spojrzał na mnie spod byka i nie ukrywał swojego zdziwnia.
- Niby z jakiego powodu?
- Mam wizytę u lekarza.
- Więc umów się na późniejszą godzinę - stwierdził i znowu wrócił do swojej pracy.
- To niemożliwe - zaprotestowałam - To jedyny wolny termin dzisiaj.
- Więc trzeba było umówić się w dzień, który masz wolny.
- Ostatnio wciąż pracuję. Nie daje mi pan wolnego.
- W takim razie, skroro możesz pracować to wizyta u lekrza nie jest potrzebna.
Zaczynał mnie wkurwiać. Myślał, że jak jest tu szefem to może robić co mu się żywnie podoba.
- Wyjdę dziś godzinę wcześniej czy to się panu podoba czy nie. Należy mi się, skroro z projektem wyrobię się w jakieś dwie godziny, a nie ma nic nowego do roboty - skwitowałam.
- Skończ go to pogadamy.
Weszłam do swojego biura i rzuciłam torbę na kanapę. Ten człowiek coraz bardziej działał mi na nerwy. Usiadłam za biurkiem i próbowałam się skupić. Dokończyłam projekt i wysłałam go szefowi. Wybrałam numer do jego biura, by grzecznie go o tym poinformować. Nie minęło dziesięć minut, kiedy mój telefon zadzwonił.
- Tak?
- Do mnie - powiedział i się rozłączył.
Okej. Wygasiłam ekran monitora i ruszyłam w kierunku jego biura. Megan bez słowa mnie wpuściła. Weszłam do mrocznej komnaty szefa i usiadłam na krześle.
- Co to ma być? - zapytał.
- W jakim sensie? Coś nie tak z projektem?
- To chyba jakies gówno nie projekt i ty masz czelność prosić mnie o wolne?! - uniósł się.
Moje gardło nagle wyschło na wiór.
- Przecież jest dobrze dopracowany, szef przeglądał nasz plan działana i nie miał zastrzeżeń.
- Tak? To jeżeli tamto było dobre to jakim cudem spierdoliłaś to po całości? - zapytał to tak, że powoli zaczęłam się go bać.
- Ale szefie...
- Nie ma żadnego ale - przerwał mi - Nie wyjdziesz z biura dopóki nie zrobisz tego projektu jeszcze raz.
- Ale...
- Powiedziałem coś. A teraz do roboty.
Idiota. Dupek. Chuj. Skurwiel. Jak może robić mi coś takiego? Pracowałam nad tym projektem cały miesiąc jak mam niby napisać go w kilka godzin? Czy ten człowiek jest normalny? Wróciłam do swojego biura, usiadłam przy biurku i się rozpłakałam. Nie miałam siły tego robić. A moje dziecko? Chciałam się upewnić, że na pewno ono istnieje.
_____________________________________
Cześć. Ocenę pozostawiam Wam. Mało Harrego w Harrym, ale będzie więcej. Obiecuję.
5 komentarzy = kolejny rozdział
A to pajac z tego jej szefa, już by mu się ode mnie dostało, ugh!! Świetny rozdział, mam nadzieję, że się nie przemęczy i nie straci dziecka... Czekam na kolejny, weny życzę :*
OdpowiedzUsuńŚwietny :) ★
OdpowiedzUsuńCudny ♥
OdpowiedzUsuńekstra
OdpowiedzUsuńmasz prawdziwy talent
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na pojawienie się Harrego. Może zrobi [t.i.] niespodziankę, pojawi się wcześniej i doprowadzi jej szefa do porządku? Chciałabym. ♥
OdpowiedzUsuńChciałam tylko powiedzieć, że jest już 8, oszukistko. :P ♥
UsuńJa wiem, przepraszam. Spróbuję dodać jak najszybciej. Może jeszcze dziś. :)
UsuńNext ! ;* 💖💞💗👌🌟❤😂
OdpowiedzUsuń