czwartek, 29 stycznia 2015

#28 Imagin - Louis (cz.2)

Obudziła mnie głośna rozmowa moich rodziców. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na telefon. Dwanaście po dziesiątej. Nareszcie dzień wolny. Zeszłam na dół i zauważyłam jak mama biega z walizką.
- Coś się dzieje? - zapytałam zaspana.
- Nareszcie skarbie. Dobrze, że wstałaś. Przed chwilą dowiedzieliśmy się, że brat twojego ojca ma jakieś problemy. Jedziemy do niego na weekend. Zostaniesz sama w domu, dobrze? Lodówkę masz pełną, 
a pieniądze przelejemy ci na konto. Pamiętaj, żeby kupić sobie dziś podwiązkę i rajstopy, bo w końcu zapomnisz. A i małą zawieźliśmy do dziadków. Jakby babcia dzwoniła to podjedź do nich. Nie chcieliśmy cię samej z nią zostawiać. Zero imprez i chłopaków. Posprzątaj tu trochę i dzwoń jakby się coś działo...
Mówiła i mówiła, a mnie rozśmieszał jej brak panowania nad wszystkim. Mama zawsze jest odpowiedzialną i poukładaną kobietą, która wszystko robi według planu. No oprócz mojej siostrzyczki. Wydaje mi się, że ona tak do końca nie była planowana. A teraz stało się coś innego i mamusia nie potrafi sobie poradzić.
- Dlaczego zawieźliście Emmę do babci? Dałabym sobie z nią radę - stwierdziłam.
- Lepiej, żebyś ogarnęła dom i zrobiła zakupy na bal. Z resztą babcia sama naciskała.
Bez dłuższego dyskutowania pożegnałam się z rodzicami, a sama wzięłam się za robienie śniadania. Najprostszym daniem będą kanapki. Szynka, ser, pomidor i ogórek. Właśnie wzięłam jedną z nich do buzi, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby rodzice czegoś zapomnieli? Dalej mieląc mój posiłek otworzyłam drzwi i zobaczyłam Louisa. Stanęłam dęba i nie wiedziałam co zrobić. Majtki w owce, biała koszulka, kitka, która już dawno nie wie czym jest i pełna buzia. Ma chłopak wyczucie.
- Cześć śliczna - usłyszałam i momentalnie moje policzki stały się różowe.
Połknęłam kęs, który miałam w ustach i zaprosiłam go do środka.
- Co ty tu robisz? - zapytałam bez owijania w bawełnę.
- Przyszedłem cię odwiedzić, ale widać chyba za wcześnie.
- Nie patrz na mnie. Poczekaj tu, ja się pójdę ogarnąć - skwitowałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Wzięłam do ręki normalną bieliznę, skarpetki, bordowy sweterek i szare leginsy. Cicho przemknęłam się do łazienki i ubrałam. W pełni gotowa wróciłam do Louisa. Zastałam go siedzące przy stole i zajadającego się moimi kanapkami.
- Ej, to było moje - powiedziałam.
- Pyszne śniadanie, kochanie.
Zrobiłam naburmuszoną minę i usiadłam naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie i podstawił mi pod nos nadgryzioną już kanapkę.
- Tylko tyle zostało - stwierdził.
- Dokończ, nie krępuj się.
Mówiąc to miałam nadzieję, że jednak tego nie zrobi. Myliłam się. Zjadł, wstał od stołu i podszedł do soku.
- Mogę? - zapytał.
- W szafce nad zlewem są szklanki.
- Nie potrzebne. 
- Potrzebne - powiedziałam i podeszłam do niego stawiając przed nim dwa kubeczki. 
Bez namysłu nalał do nich soku jabłkowego. Upiłam łyk i zauważyłam, że nagle zrobił się bardziej spięty.
- Jesteś zła? - zapytał.
- Tak - powiedziałam udając obrażoną.
Cała ta sytuacja bardziej mnie jednak śmieszyła. Nie miałam mu za złe tego, że zjadł moje kanapki czy zachowywał się jak gówniarz. To było normalne i zabawne jednocześnie.
- Przepraszam - usłyszałam jego cichy głos.
- Przepraszam nie wystarczy - skwitowałam twardo.
On nagle zaszedł mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu. Jego ręce objęły moją talię, a dłonie wylądowały na brzuchu.
- Nie wiedziałem, że się zezłościsz. Jak chcesz to mogę zrobić ci nowe kanapki.
Skierowałam wzrok na podłogę, a na moja twarz wdarł się szyderczy uśmiech. Louis nagle oderwał się ode mnie.
- Czyli nie jesteś zła? Już się przestraszyłem.
Odkręciłam się do niego przodem i oparłam się o blat, a on wpatrując się we mnie po prostu podszedł i mnie przytulił. Lekko zaskoczyła mnie jego reakcja. Jednak objęłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Zaciągnęłam się jego zapachem, a największym moim marzeniem było pozostanie w jego ramionach. 
- Nie chcę, żebyś się na mnie gniewała - mówił słodkim głosem.
- Już się nie gniewam.
- Zrobię ci te kanapki jak chcesz. A tak w ogóle to ładnie pachniesz.
- Dziękuję. A tak właściwie to po co przyszedłeś? - zapytałam nie odrywając się od niego.
- Aż tak ci przeszkadza moje towarzystwo?
- Nie, tylko...
- Idziemy na zakupy. Musimy kupić koszulę - przerwał mi.
- I podwiązkę - dodałam.
- Robi się ciekawie.
- I rajstopy.
- A majtki czerwone masz?
- A to trzeba? 
Spojrzałam nagle na niego i jakbym oprzytomniała.
- Taka tradycja, kochanie. Idziemy ci kupić czerwone stringi.
- Nie przesadzajmy. Figi wystarczą,
- Figi? Czyli jakie? - zapytał zaciekawiony.
- Normalne, Tomlinson. Normalne.
- To przynajmniej koronkowe. Litości, dziewczyno. 
- Jesteś zboczony.
- A ty przepiękna - stwierdził, a ja ponownie zrobiłam się czerwona

* Louis *

- To tylko rajstopy zlituj się.
[T.I] to typowa kobieta. Jesteśmy w sklepie z bielizną. Zamiast poszukać jakiś fajnych majtek to ona od pół godziny przegląda rajstopy.
- Louis, ale lepsze te z motylkami na dole czy z klinem? - zwróciła się do mnie.
Spojrzałem na oba opakowania i powoli zacząłem się denerwować. Taki mały znaczek, a dał jej masę problemów.
- Kup oba, bo znając życie to je zahaczysz i podrzesz - skwitowałem.
- No ok, to poprosiłabym jeszcze czerwone figi i podwiązkę.
- Państwo na studniówkę? - wtrąciła się ekspedientka.
Tylko kiwnąłem głową i zacząłem przeglądać bieliznę, którą wyciągnęła. Za każdym razem wyobrażałem sobie w niej [T.I]. Cholernie kusząca dziewczyna. 
- To może przymierzysz? - zaproponowałem, kiedy nie mogła się zdecydować. 
Wzięła chyba dwie pary majtek i ze trzy podwiązki i ruszyła w stronę przymierzalni. Stanąłem za kotarą 
i próbowałem ogarnąć myśli. Fakt, że ona się tam rozbiera nie działał na moją korzyść. 
- Pokażesz mi się? - zapytałem wprost.
- Nie - powiedziała śmiejąc się.
- Czemu?
- Bo to bielizna. Trochę to intymne.
- Chyba się mnie nie wstydzisz, co? 
- Dobra, ale tylko w tej jednej, którą kupie.
- Zawsze coś - stwierdziłem.
- Ok, ale tak delikatnie odsłoń tą kotarę, żeby mnie pół sklepu nie widziało - powiedziała szeptem po jakiejś chwili.
Odsunąłem kawałek materiału, by móc ją dostrzec. Miała na sobie sweterek, skarpetki, czerwone, koronkowe majtki i podwiązkę. Wyglądała uroczo i seksownie. W tamtej chwili byłem wdzięczny kurtce, która zasłaniała mój rozporek.
- I jak? - zapytała.
- Cudownie wyglądasz, maleńka.
Dalsze zakupy nie były już tak ekscytujące. Znalezienie dla mnie muchy i koszuli nie okazało się trudnym zadaniem, mimo że moja partnerka jest wybredna. Jednak dla niej mógłbym przejść całe miasto, ba cały świat wzdłuż i wszerz. Nie dość, że jest piękna to jeszcze wspaniała. Zapowiada się cudowna noc.

__________________________

Cześć szkraby!


No to jest część druga. Cieszycie się? Ciężko mi szła i średnio jestem z niej zadowolona. Ale oprócz narzekania na siebie chciałabym napisać tutaj coś jeszcze. Chciałabym Wam podziękować. Ponad tysiąc odwiedzin, a od ostatniego posta minęło 6 dni. 

DZIEKUJĘ! 
aktualny licznik: 66 069

czytasz = komentujesz

4 komentarze:

  1. Czytalam wiec i komentuje :p co jeden to lepszy!:p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super, że jest druga część. Liczę na kolejną :-) Słodki rozdział, Louis taki uroczy i romantyczny. Faajnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja może zacznę od cytatu:
    "Nie miałam mu za złe tego, że zjadł moje kanapki czy zachowywał się jak gówniarz. To było normalne (...)".
    O ironio. Pozdrawiam mojego brata. :D
    Nie, no. Louis jest tu taki słodki, że chyba już bardziej się nie da. ❤ Coś czuję, że to ciekawy bal będzie. Już nie mogę się doczekać. ☺
    Naprawdę fajnie, że wciąż tu jesteś i publikujesz. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Może to głupio zabrzmi ale robisz mi dobrze tymi imaginami :-D hehe są świetne! Cudownie piszesz! :-D pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń